Szczyciska
Niezapomniana wycieczka przez dwie zapomniane doliny, czyli widokowa pętla z Bacówki Jaworzec śladami Bojków. Jaworzec to miejsce z którego można rozpocząć prawdziwą podróż w czasie. Wystarczy Wam jeden dzień by poznać miejsca, do których wędrują nieliczni, a tak liczni zatrzymują je później głęboko w sercu. Poniższe kilka zdań napisałem, by zachęcić Was do odkrycia naszych Bieszczadów od tej nieco mniej znanej strony.
Bacówka Jaworzec to schronisko bajkowo położone w dolinie rzeki Wetlinki, w której do dziś odnajdziemy ślady trzech nieistniejących wiosek – Jaworzca, Łuhu i Zawoju. Wystarczy, że przejdziemy przez jeden z grzbietów odbiegających od Smereka, a znajdziemy się w kolejnej pięknej dolinie. Zachwycimy się krainą największej bieszczadzkiej rzeki – doliną wartkiego Sanu. Tutaj również odnajdziemy ślady dawnych mieszkańców tych ziem – Bojków. Kim byli? Jak się tutaj znaleźli? Znaki dawnych czasów i szerokie panoramy to dobry powód, by zasznurować mocno buty i ruszyć w drogę.
Zaczynamy od wędrówki czarnym szlakiem na Krysową. To ten sam szlak (choć kolor już inny), który kiedyś nazwano na cześć pewnego generała, który się kulom nie kłaniał. Nie tak dawno jego pomnik w Bieszczadach legł z hukiem w gruzach. Na dzień dobry znaki prowadzą nas na malowniczą łąkę powyżej schroniska. Stąd nie trudno zachwycić się malowniczą doliną Wetlinki. To jeden z moich ulubionych widoków w całych Bieszczadach. W niecałą godzinę dojdziemy stąd do dużej wiaty odpoczynkowej w pobliżu szczytu, gdzie warto zrobić chwilę przerwy na posiłek przy wygodnych ławostołach.
W dolinie którą mamy po prawej, znajdował się kiedyś niewielki przysiółek wsi Jaworzec o nazwie „Kobylskie”. Jego nazwa nawiązywała do funkcji obronnej tego miejsca, ponieważ „kobylina” to po dawnemu ścięte drzewo używane do blokowania dróg dojazdowych. Dziś jedynie wprawne oko piechura przedzierającego się przez dolinę Kobylskiego potoku, może odnaleźć fundamenty nieistniejących domów i zdziczałe jabłonie. Na Krysowej zmieniamy kolor szlaku i razem ze znakami zielonego wędrujemy w kierunku Przełęczy Szczycisko.
O ile na tym krótkim odcinku, który mamy już za sobą, mogliśmy spotkać jakiegoś wędrowca, tak teraz szansa na spotkanie spada prawie do zera. Tylko przyroda i my. Szlak zielony z Krysowej choć tak atrakcyjny widokowo w okolicach Studennego, wybierany jest jednak przez nielicznych. Zwróćcie na niego swoją uwagę i zapiszcie w kajecie. Zanim jednak dojdziemy do otwartych łąk Studennego, wróćmy na szczyt Bukowiny, do której dojdziemy z Krysowej w godzinę. Nie braknie nam tu smacznych borówek, a z zarastających polanek podszczytowych zobaczymy zapowiedź pięknej panoramy, która niebawem przed nami.
Bukowiny, to drugi bieszczadzki trójstyk po znanym szeroko Kremenarosie, o którym nikt już poza Wami pewnie nigdy nie usłyszy. To tutaj stykają się granice trzech obszarów ochrony przyrody: Parku Krajobrazowego Doliny Sanu, Bieszczadzkiego Parku Narodowego i Ciśniańsko-Wetlińskiego Parku Narodowego. Nawet jeśli to tylko puste nazwy, to przyroda mówi tutaj sama za siebie. Potężne buki, rosnące nad nami strzeliście do nieba, sprawiają, że nikogo nie dziwi objęcie tego miejsca ochroną. Dochodzimy do Przełęczy Szczycisko.
To miejsce łączyło kiedyś dwie przedzielone górami doliny, przed laty pełne bojkowskich chyży, a dziś ciche i puste. Było przystankiem w drodze pomiędzy wioskami położonymi w dolinie Sanu, a tymi leżącymi w dolinie Wetlinki. Minęło już prawie 80 lat jak przejeżdżał tędy z Łuhu do Studennego mój pradziadek Edward Martinger, na co dzień żyjący w Cisnej. Teraz przełęcz jest jedynie punktem na mapie z opisaną wysokością 629 m.n.p.m.
Pod nami słychać szum Wetlinki, której sine wiry objęto tutaj ponad trzydzieści lat temu licznie odwiedzanym rezerwatem. Jeśli kiedyś mieliście przyjemność wędrować jego ścieżkami, dziś powędrujecie przez Połomę (776 m.n.p.m.), górę która wyrasta nad nim stromym zboczem. To właśnie z Połomy osunęła się kiedyś ziemia tworząc osuwiskowe Jeziorko Szmaragdowe. Dziś już nieistniejące.
Zielony szlak doprowadza nas w miejsce, do którego często będziecie wracać myślami. Na niewielkiej przełęczy pod górą o nazwie Berdycia, zostawiamy znaki zielonego szlaku by z czerwoną ścieżką spacerową zawędrować na pola dawnej wioski Studenne. Jeśli marzyliście kiedyś by ujrzeć najdłuższą panoramę Sanu, to ta którą właśnie widzicie ciągnie się na dobre trzydzieści kilometrów. Możecie teraz poznać połoniny od tej drugiej, nieznanej strony. Jestem pewien, że wyrastające prosto z wód Sanu zbocza tajemniczego Otrytu, który widzicie, będą celem kolejnych wędrówek z Jaworzca. Po odnalezieniu miejsca po cerkwi, czyli tak zwanego cerkwiska, warto usiąść tutaj na dłuższą chwilę i nacieszyć oczy przestrzenią. Niedaleko stąd przed laty odkryto prasłowiański krąg kultowy o średnicy ponad 40 metrów! Jego pochodzenie jest jednak zagadką, która do dziś czeka na rozwiązanie.
Kilkanaście minut spaceru i dochodzimy do szerokiego Sanu. Miejcie oczy dookoła głowy, ponieważ z drogi którą idziemy nietrudno dostrzec piwnice po domach nieistniejącej wioski i zdziczałe drzewa owocowe z dawnych sadów. Ponad siedemdziesiąt lat temu w blisko 40 domach mieszkało tutaj 200 osób. Dochodząc do Sanu warto zrobić parę kroków do miejsca, w którym stała niewielka kapliczka, przy której z ziemi wybijało znane w całej okolicy cudowne źródełko. Dziś zasypano je drogą, po której czasem sączy się leniwie.
Czas podpowiada nam by powoli wracać już do Przełęczy Szczycisko. Z niej już tylko kilka kroków z górki do Jaworzca, w którym śladów historii jest znacznie więcej niż w innych bieszczadzkich dolinach. Kim więc byli Bojkowie? Jak znaleźli się w Jaworzcu? Dlaczego nie ma ich już w Bieszczadach? Prowadząca przez wioskę ciekawa ścieżka historyczno – przyrodnicza „Bieszczady Odnalezione” odpowiada na każde z powyższych pytań. Zbliżamy się do końca podróży. Z oddali widać już budynek schroniska. Za nami dobre 20 km w nogach i ponad 7 godzin wędrówki.
Choć jesteśmy już tak blisko bacówki, wejdźmy jeszcze do jednej z jaworzcowych piwnic i poświęćmy swój czas na poznanie losów tych, których dotkliwy brak ukształtował dzisiejsze, ukochane przez nas Bieszczady. Ciche doliny Jaworzca, Łuhu i Zawoju, w których jeszcze nie tak dawno mieszkało blisko 1000 osób, dziś cieszą nas swoją zieloną pustką. Warto by swoimi przemyśleniami podzielić się z innymi wędrowcami, a najlepiej zrobić to wieczorem przy ognisku rozpalonym przy zapomnianej Bacówce o niezapomnianym klimacie. Do zobaczenia przy ogniu w Jaworzcu! Przewodnik górski Martin Martinger z Jaktoblisko.com.